Siedziała na kanapie otulona swetrem Alvaro i trzymała w dłoniach gorącą czekoladę. Chłopak siedział obok nerwowo wyłamując palce.
- Skoro już sobie wszystko przypomniałaś, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy? - wychrypiał przeczesując włosy dłonią.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z przeszłością. - odparła robiąc łyk czekolady.
- Niech ci będzie, nie będę naciskał. Przenocujesz teraz tutaj, a jutro... nie wiem. Może zaczniemy szukać ci mieszkania? - zapytał opierając się o kanapę.
- Dziękuję ci, ale... - zaczęła dotykając dłoni Hiszpana. - Nie zostanę tutaj, muszę wyjechać gdzieś... gdzieś dalej. - westchnęła. W kieszeni jeansów miała fałszywy dowód, który załatwił jej jeden z klientów. To właśnie dzięki niemu udało jej się wyjechać z Portugalii. Doskonale pamiętała całą ucieczkę, pamiętała ten niewyobrażalny strach, który towarzyszył jej na każdym kroku.
- Nie puszczę cię nigdzie o tej porze. - lekko się uśmiechnął, starając się ukryć rozczarowanie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- A twoi rodzice?
- Przyjadą późno, wcale nie muszą wiedzieć, że tu jesteś, a nawet jeśli... jestem już dużym chłopcem. - wzruszył ramionami. Maresol lekko pokiwała głową, na znak, że się zgadza. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie okazał jej tyle serca, co Alvaro przez te kilka godzin. Po kilku minutach weszli po schodach na piętro, do sypialni. Dziewczyna podeszła do okna i spojrzała przez nie.
- Piękny widok. - oznajmiła uśmiechając się do siebie.
~*~
Mogłoby się wydawać, że Caimra jest spokojnym, bezpiecznym miastem w Portugalii, ale kto by się spodziewał, że właśnie tam znajduje się jeden z największych burdeli w Europie, a może nawet i na świecie? To właśnie to miejsce Anibal upodobał sobie najbardziej. Kilka dni temu po raz pierwszy jedna z "pracownic" uciekła, narażając Diabo na kpiny ze strony innych z "branży". Najlepszy sposób na odreagowanie? Kolejna dziewica. Rano wysłał swoich dwóch przygłupów, by odwiedzili pobliskie kluby. I co przynieśli dla swojego szefa? Pijaną i naćpaną małolatę, którą Adam znów wykorzystał. Tak, jak prosił Diabo była dziewicą. Teraz, powoli zapinając koszulę lekko poplamioną krwią wyszedł ze swojego pokoju.
- Możecie iść się zabawić. - kiwnął w stronę dwóch strażników, na których twarzach od razu pojawiły się uśmiechy. Po chwili, zmierzając korytarzem na drugi koniec budynku usłyszał krzyki dziewczyny, którą przed chwilą przywiązał do łóżka. - Adam! - ryknął w stronę chłopaka wchodzącego do środka. - Jakieś informację odnośnie tej małej suki? - zapytał.
- Tak, dostałem znać od Marco, że wsiadała w pociąg do Barcelony.
- Wyślij tam kogoś. - polecił, po czym zniknął w swoim biurze. Pokój był cały czarny, a na ścianach widziały portrety wszystkich dziewczyn tutaj "pracujących". Diabo stanął przed zdjęciem przedstawiającym Maresol Remedios i zagryzł zęby. - Już nie żyjesz. - syknął.
~*~
Nie mógł się powstrzymać, ta dziewczyna działała na niego jak żadna inna. Całując Maresol wziął ją na ręce,by za chwilę położyć na łóżku.
- Alvaro! - usłyszeli nagle głos mamy Hiszpana. Nagle oboje poczuli jak się nastolatkowie ukrywający się przed rodzicami. Sol parsknęła radosnym śmiechem, a Alvaro przewracając oczami wyszedł z pokoju.
- Przemyciłem trochę ciasta z urodzin kolegi z pracy mojego taty. - oznajmił dumny z siebie zamykając drzwi nogą.
Całą noc Alvaro spał, delikatnie obejmując ją ramieniem, a Maresol nie mogła przestać myśleć o tym wszystkim. Dlaczego w ciągu zaledwie kilku godzin tak zaufała temu Hiszpanowi, dlaczego czuła, że właśnie przy nim może być sobą? Tyle w życiu wycierpiała i nie powinna być taka naiwna. Przywiązała się do Alvaro, ale jutro musi wyjechać, nie ważne gdzie, ważne, żeby było to miejsce jak najdalej położone od Portugalii. Może być nawet Islandia. Dzięki fałszywym dokumentom, które załatwił jej klient mogła wyjechać gdzie tylko chciała. Miała nawet odłożone pieniądze. Ale co potem? Wyjedzie i będzie mieszkała pod mostem i żebrała pod kościołem? Na pewno nie może wrócić do Madrytu. Tak, tęskniła za rodziną, ale nie mogła, bała się, tak bardzo... a rodzina i tak pewnie myśli, że nie żyje. W końcu minęły ponad dwa lata. Wyjedzie do Włoch. Najlepiej do Rzymu... zawsze chciała zobaczyć to piękne miasto. Może z oszczędności uda jej się wynająć motel na jakiś tydzień, a może poprosi o pokój w zamian za pracę. Tak, tak właśnie zrobi. To była jej przyszłość. Będzie szczęśliwa... w Rzymie, będzie w Rzymie... samotna, sama jak palec.
- Rodzice jeszcze śpią. - westchnął wchodząc do pokoju w samym ręczniku. - Możemy przejść się na kawę i śniadanie. - uśmiechnął się lekko układając wilgotne jeszcze włosy.
- Jasne, czemu nie. - odparła spoglądając na chłopaka. W pewnym momencie zrzucił on ręcznik na podłogę i zaczął w półce szukać bielizny. - Eee, nie sądzisz, ze powinieneś te widoki zachować do siebie? - zapytała podnosząc brew, nie mogąc jednak oderwać wzroku od ciała Hiszpana.
- Nie ma tu nic, czego jeszcze nie widziałaś. - parsknął zakładając czarne bokserki.
Po kilkunastu minutach wyszli z domu i skierowali się w stronę jednej z restauracji na obrzeżasz Barcelony.
- Na pewno chcesz wyjechać? - zapytał Alvaro patrząc na swoje stopy.
- Nie mam innego wyjścia. - wzruszyła ramionami rozglądając się. Jej uwagę przykuło dwóch mężczyzn idących po drugiej strony ulicy, ci jednak zajęci rozmową najwyraźniej nie zwracali na nich uwagi.
- Wiesz, że mogę ci pomóc. - oznajmił przenosząc swój wzrok na Sol. Jego oczy były pełne współczucia i jednocześnie nadziei, co krajało jej serce.
- Alvaro... - zaczęła. - Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczna za to wszytko co dla mnie zrobiłeś, ale nie mogę tu zostać. To ma związek z moją przeszłością...
- To powiesz mi o co tu do cholery chodzi! - uniósł się, jednak zaraz tego pożałował, gdy zobaczył, że w oczach Maresol zbierają się łzy.
- Zrozum, proszę. Nie mogę!
- Niby dlaczego?!
- Bo... bo boję się, że przez to wszystko przestałbyś mnie szanować, traktował inaczej... jestem jedynie epizodem w twoim życiu, ale chcę, żebyś mnie dobrze zapamiętał. - odparła na koniec lekko się uśmiechając i znów ruszyła przed siebie. Hiszpan nic nie odpowiedział.
Po kilku minutach byli już w restauracji, których w Barcelonie było aż nadto. Usiedli przy stoliku i zamówili śniadaniowy specjał - arroz con leche, czyli ryż z wanilią i mlekiem na gęsto. Czekając na jedzenie Sol zaczęła się rozglądać po restauracji, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Nagle otworzyła oczy z niedowierzaniem. Mężczyźni, którzy szli obok nich również tu byli. Usiedli przy stoliku w kącie i o czymś rozmawiali. Nie zaniepokoiłoby to jej gdyby nie tatuaże na rękach z motywem zdeformowanej kotwicy, którą mieli wszyscy 'pracownicy' Diabo, jej oprawcy. Z trudnością przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko się dzieje. Zaledwie godzinę temu myślała o Rzymie, a teraz? Była bezbronna, znów była ofiarą. Zrobiło jej się słabo, a serce zaczęło szybciej bić.
- Sol co się dzieje? - zapytał Alvaro widząc, że Hiszpanka zbladła.
- Musimy uciekać. - jęknęła powstrzymując łzy.
Od autorki: Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Wiem, że nic się w nim za bardzo nie działo, ale obiecuję, że od następnego już się to zmieni. Tych, którzy jeszcze nie przeczytali zapraszam na epilog na Torresie oraz na 5 rozdział na Bartrze. Co do rozdziału, mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podoba. Pragnę również z całego serca podziękować za tyle wspaniałych komentarzy pod poprzednim postem, jesteście cudowne! <3 Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
Całą noc Alvaro spał, delikatnie obejmując ją ramieniem, a Maresol nie mogła przestać myśleć o tym wszystkim. Dlaczego w ciągu zaledwie kilku godzin tak zaufała temu Hiszpanowi, dlaczego czuła, że właśnie przy nim może być sobą? Tyle w życiu wycierpiała i nie powinna być taka naiwna. Przywiązała się do Alvaro, ale jutro musi wyjechać, nie ważne gdzie, ważne, żeby było to miejsce jak najdalej położone od Portugalii. Może być nawet Islandia. Dzięki fałszywym dokumentom, które załatwił jej klient mogła wyjechać gdzie tylko chciała. Miała nawet odłożone pieniądze. Ale co potem? Wyjedzie i będzie mieszkała pod mostem i żebrała pod kościołem? Na pewno nie może wrócić do Madrytu. Tak, tęskniła za rodziną, ale nie mogła, bała się, tak bardzo... a rodzina i tak pewnie myśli, że nie żyje. W końcu minęły ponad dwa lata. Wyjedzie do Włoch. Najlepiej do Rzymu... zawsze chciała zobaczyć to piękne miasto. Może z oszczędności uda jej się wynająć motel na jakiś tydzień, a może poprosi o pokój w zamian za pracę. Tak, tak właśnie zrobi. To była jej przyszłość. Będzie szczęśliwa... w Rzymie, będzie w Rzymie... samotna, sama jak palec.
~*~
Słońce jeszcze nie zdążyło na dobre wzejść, a Sol już była na nogach. Wzięła prysznic, ubrała swoje ubrania i siedziała na łóżku w sypialni, czekając aż Alvaro doprowadzi się do stanu normalności. Kto by pomyślał, że chłopak będzie spędzał w łazience więcej czasu niż dziewczyna.- Rodzice jeszcze śpią. - westchnął wchodząc do pokoju w samym ręczniku. - Możemy przejść się na kawę i śniadanie. - uśmiechnął się lekko układając wilgotne jeszcze włosy.
- Jasne, czemu nie. - odparła spoglądając na chłopaka. W pewnym momencie zrzucił on ręcznik na podłogę i zaczął w półce szukać bielizny. - Eee, nie sądzisz, ze powinieneś te widoki zachować do siebie? - zapytała podnosząc brew, nie mogąc jednak oderwać wzroku od ciała Hiszpana.
- Nie ma tu nic, czego jeszcze nie widziałaś. - parsknął zakładając czarne bokserki.
Po kilkunastu minutach wyszli z domu i skierowali się w stronę jednej z restauracji na obrzeżasz Barcelony.
- Na pewno chcesz wyjechać? - zapytał Alvaro patrząc na swoje stopy.
- Nie mam innego wyjścia. - wzruszyła ramionami rozglądając się. Jej uwagę przykuło dwóch mężczyzn idących po drugiej strony ulicy, ci jednak zajęci rozmową najwyraźniej nie zwracali na nich uwagi.
- Wiesz, że mogę ci pomóc. - oznajmił przenosząc swój wzrok na Sol. Jego oczy były pełne współczucia i jednocześnie nadziei, co krajało jej serce.
- Alvaro... - zaczęła. - Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczna za to wszytko co dla mnie zrobiłeś, ale nie mogę tu zostać. To ma związek z moją przeszłością...
- To powiesz mi o co tu do cholery chodzi! - uniósł się, jednak zaraz tego pożałował, gdy zobaczył, że w oczach Maresol zbierają się łzy.
- Zrozum, proszę. Nie mogę!
- Niby dlaczego?!
- Bo... bo boję się, że przez to wszystko przestałbyś mnie szanować, traktował inaczej... jestem jedynie epizodem w twoim życiu, ale chcę, żebyś mnie dobrze zapamiętał. - odparła na koniec lekko się uśmiechając i znów ruszyła przed siebie. Hiszpan nic nie odpowiedział.
Po kilku minutach byli już w restauracji, których w Barcelonie było aż nadto. Usiedli przy stoliku i zamówili śniadaniowy specjał - arroz con leche, czyli ryż z wanilią i mlekiem na gęsto. Czekając na jedzenie Sol zaczęła się rozglądać po restauracji, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Nagle otworzyła oczy z niedowierzaniem. Mężczyźni, którzy szli obok nich również tu byli. Usiedli przy stoliku w kącie i o czymś rozmawiali. Nie zaniepokoiłoby to jej gdyby nie tatuaże na rękach z motywem zdeformowanej kotwicy, którą mieli wszyscy 'pracownicy' Diabo, jej oprawcy. Z trudnością przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko się dzieje. Zaledwie godzinę temu myślała o Rzymie, a teraz? Była bezbronna, znów była ofiarą. Zrobiło jej się słabo, a serce zaczęło szybciej bić.
- Sol co się dzieje? - zapytał Alvaro widząc, że Hiszpanka zbladła.
- Musimy uciekać. - jęknęła powstrzymując łzy.
Od autorki: Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Wiem, że nic się w nim za bardzo nie działo, ale obiecuję, że od następnego już się to zmieni. Tych, którzy jeszcze nie przeczytali zapraszam na epilog na Torresie oraz na 5 rozdział na Bartrze. Co do rozdziału, mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podoba. Pragnę również z całego serca podziękować za tyle wspaniałych komentarzy pod poprzednim postem, jesteście cudowne! <3 Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
Nie bój się, zmarszczek jeszcze nie masz <3