środa, 26 marca 2014

Rozdział II

Siedziała na kanapie otulona swetrem Alvaro i trzymała w dłoniach gorącą czekoladę. Chłopak siedział obok nerwowo wyłamując palce. 
- Skoro już sobie wszystko przypomniałaś, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć prawdy? - wychrypiał przeczesując włosy dłonią.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z przeszłością. - odparła robiąc łyk czekolady.
- Niech ci będzie, nie będę naciskał. Przenocujesz teraz tutaj, a jutro... nie wiem. Może zaczniemy szukać ci mieszkania? - zapytał opierając się o kanapę.
- Dziękuję ci, ale... - zaczęła dotykając dłoni Hiszpana. - Nie zostanę tutaj, muszę wyjechać gdzieś... gdzieś dalej. - westchnęła. W kieszeni jeansów miała fałszywy dowód, który załatwił jej jeden z klientów. To właśnie dzięki niemu udało jej się wyjechać z Portugalii. Doskonale pamiętała całą ucieczkę, pamiętała ten niewyobrażalny strach, który towarzyszył jej na każdym kroku. 
- Nie puszczę cię nigdzie o tej porze. - lekko się uśmiechnął, starając się ukryć rozczarowanie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
- A twoi rodzice?
- Przyjadą późno, wcale nie muszą wiedzieć, że tu jesteś, a nawet jeśli... jestem już dużym chłopcem. - wzruszył ramionami. Maresol lekko pokiwała głową, na znak, że się zgadza. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie okazał jej tyle serca, co Alvaro przez te kilka godzin. Po kilku minutach weszli po schodach na piętro, do sypialni. Dziewczyna podeszła do okna i spojrzała przez nie.
- Piękny widok. - oznajmiła uśmiechając się do siebie. 
~*~
Mogłoby się wydawać, że Caimra jest spokojnym, bezpiecznym miastem w Portugalii, ale kto by się spodziewał, że właśnie tam znajduje się jeden z największych burdeli w Europie, a może nawet i na świecie? To właśnie to miejsce Anibal upodobał sobie najbardziej. Kilka dni temu po raz pierwszy jedna z "pracownic" uciekła, narażając Diabo na kpiny ze strony innych z "branży". Najlepszy sposób na odreagowanie? Kolejna dziewica. Rano wysłał swoich dwóch przygłupów, by odwiedzili pobliskie kluby. I co przynieśli dla swojego szefa? Pijaną i naćpaną małolatę, którą Adam znów wykorzystał. Tak, jak prosił Diabo była dziewicą. Teraz, powoli zapinając koszulę lekko poplamioną krwią wyszedł ze swojego pokoju.
- Możecie iść się zabawić. - kiwnął w stronę dwóch strażników, na których twarzach od razu pojawiły się uśmiechy. Po chwili, zmierzając korytarzem na drugi koniec budynku usłyszał krzyki dziewczyny, którą przed chwilą przywiązał do łóżka. - Adam! - ryknął w stronę chłopaka wchodzącego do środka. - Jakieś informację odnośnie tej małej suki? - zapytał.
- Tak, dostałem znać od Marco, że wsiadała w pociąg do Barcelony. 
- Wyślij tam kogoś. - polecił, po czym zniknął w swoim biurze. Pokój był cały czarny, a na ścianach  widziały portrety wszystkich dziewczyn tutaj "pracujących". Diabo stanął przed zdjęciem przedstawiającym Maresol Remedios i zagryzł zęby. - Już nie żyjesz. - syknął.
~*~
Nie mógł się powstrzymać, ta dziewczyna działała na niego jak żadna inna. Całując Maresol wziął ją na ręce,by za chwilę położyć na łóżku.
- Alvaro! - usłyszeli nagle głos mamy Hiszpana. Nagle oboje poczuli jak się nastolatkowie ukrywający się przed rodzicami. Sol parsknęła radosnym śmiechem, a Alvaro przewracając oczami wyszedł z pokoju.
- Przemyciłem trochę ciasta z urodzin kolegi z pracy mojego taty. - oznajmił dumny z siebie zamykając drzwi nogą.

Całą noc Alvaro spał, delikatnie obejmując ją ramieniem, a Maresol nie mogła przestać myśleć o tym wszystkim. Dlaczego w ciągu zaledwie kilku godzin tak zaufała temu Hiszpanowi, dlaczego czuła, że właśnie przy nim może być sobą? Tyle w życiu wycierpiała i nie powinna być taka naiwna. Przywiązała się do Alvaro, ale jutro musi wyjechać, nie ważne gdzie, ważne, żeby było to miejsce jak najdalej położone od Portugalii. Może być nawet Islandia. Dzięki fałszywym dokumentom, które załatwił jej klient mogła wyjechać gdzie tylko chciała. Miała nawet odłożone pieniądze. Ale co potem? Wyjedzie i będzie mieszkała pod mostem i żebrała pod kościołem? Na pewno nie może wrócić do Madrytu. Tak, tęskniła za rodziną, ale nie mogła, bała się, tak bardzo... a rodzina i tak pewnie myśli, że nie żyje. W końcu minęły ponad dwa lata. Wyjedzie do Włoch. Najlepiej do Rzymu... zawsze chciała zobaczyć to piękne miasto. Może z oszczędności uda jej się wynająć motel na jakiś tydzień, a może poprosi o pokój w zamian za pracę. Tak, tak właśnie zrobi. To była jej przyszłość. Będzie szczęśliwa... w Rzymie, będzie w Rzymie... samotna, sama jak palec.
~*~
Słońce jeszcze nie zdążyło na dobre wzejść, a Sol już była na nogach. Wzięła prysznic, ubrała swoje ubrania i siedziała na łóżku w sypialni, czekając aż Alvaro doprowadzi się do stanu normalności. Kto by pomyślał, że chłopak będzie spędzał w łazience więcej czasu niż dziewczyna.
- Rodzice jeszcze śpią. - westchnął wchodząc do pokoju w samym ręczniku. - Możemy przejść się na kawę i śniadanie. - uśmiechnął się lekko układając wilgotne jeszcze włosy.
- Jasne, czemu nie. - odparła spoglądając na chłopaka. W pewnym momencie zrzucił on ręcznik na podłogę i zaczął w półce szukać bielizny. - Eee, nie sądzisz, ze powinieneś te widoki zachować do siebie? - zapytała podnosząc brew, nie mogąc jednak oderwać wzroku od ciała Hiszpana.
- Nie ma tu nic, czego jeszcze nie widziałaś. - parsknął zakładając czarne bokserki.
Po kilkunastu minutach wyszli z domu i skierowali się w stronę jednej z restauracji na obrzeżasz Barcelony.
- Na pewno chcesz wyjechać? - zapytał Alvaro patrząc na swoje stopy.
- Nie mam innego wyjścia. - wzruszyła ramionami rozglądając się. Jej uwagę przykuło dwóch mężczyzn idących po drugiej strony ulicy, ci jednak zajęci rozmową najwyraźniej nie zwracali na nich uwagi.
-  Wiesz, że mogę ci pomóc. - oznajmił przenosząc swój wzrok na Sol. Jego oczy były pełne współczucia i jednocześnie nadziei, co krajało jej serce.
- Alvaro... - zaczęła. - Nawet nie wiesz, jak jestem wdzięczna za to wszytko co dla mnie zrobiłeś, ale nie mogę tu zostać. To ma związek z moją przeszłością...
- To powiesz mi o co tu do cholery chodzi! - uniósł się, jednak zaraz tego pożałował, gdy zobaczył, że w oczach Maresol zbierają się łzy.
- Zrozum, proszę. Nie mogę!
- Niby dlaczego?!
- Bo... bo boję się, że przez to wszystko przestałbyś mnie szanować, traktował inaczej... jestem jedynie epizodem w twoim życiu, ale chcę, żebyś mnie dobrze zapamiętał. - odparła na koniec lekko się uśmiechając i znów ruszyła przed siebie. Hiszpan nic nie odpowiedział.
Po kilku minutach byli już w restauracji, których w Barcelonie było aż nadto. Usiedli przy stoliku i zamówili śniadaniowy specjał - arroz con leche, czyli ryż z wanilią i mlekiem na gęsto. Czekając na jedzenie Sol zaczęła się rozglądać po restauracji, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Nagle otworzyła oczy z niedowierzaniem. Mężczyźni, którzy szli obok nich również tu byli. Usiedli przy stoliku w kącie i o czymś rozmawiali. Nie zaniepokoiłoby to jej gdyby nie tatuaże na rękach z motywem zdeformowanej kotwicy, którą mieli wszyscy 'pracownicy' Diabo, jej oprawcy. Z trudnością przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko się dzieje. Zaledwie godzinę temu myślała o Rzymie, a teraz? Była bezbronna, znów była ofiarą. Zrobiło jej się słabo, a serce zaczęło szybciej bić.
- Sol co się dzieje? - zapytał Alvaro widząc, że Hiszpanka zbladła.
- Musimy uciekać. - jęknęła powstrzymując łzy.

Od autorki: Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Wiem, że nic się w nim za bardzo nie działo, ale obiecuję, że od następnego już się to zmieni. Tych, którzy jeszcze nie przeczytali zapraszam na epilog na Torresie oraz na 5 rozdział na Bartrze. Co do rozdziału, mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się podoba. Pragnę również z całego serca podziękować za tyle wspaniałych komentarzy pod poprzednim postem, jesteście cudowne! <3 Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
Nie bój się, zmarszczek jeszcze nie masz <3

środa, 5 marca 2014

Rozdział I

Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. - powiedział kiedyś Jan Twardowski. Czyż to nie piękne i mądre słowa? Są tak... prawdziwe. Z jednej strony miłość jest spełnieniem marzeń dla każdego, lecz z drugiej strony przynosi ze sobą wiele cierpień. Nieodwzajemnione uczucie, miłość platoniczna, zdrada, czy zakazane przyciąganie - to wszystko niesie ze sobą tylko i wyłącznie ból. Czy warto więc kochać? Czy warto jest się poświęcić dla drugiego człowieka, wciąż mając w pamięci ten ból i cierpienie? Czy warto?
~*~
Z deszczowej Anglii, do której jego z klubów został wypożyczony wracał na święta do rodzinnej Hiszpanii. W tym roku Boże Narodzenie miał spędzić z rodziną w Barcelonie, razem z najbliższymi najlepszego przyjaciela. Pospiesznie zapiął pasy, gdy samolot zaczął lądować. Nie mógł usiedzieć na miejscu, jak najszybciej chciał już wysiąść. Od tak dawna nie widział Marca i rodziny. 
Kiedy samolot szczęśliwie wylądował, a stewardessa oznajmiła, że można wychodzić chłopak wystrzelił jak z procy i pognał przed siebie.
- Marc! - krzyknął widząc siedzącego przyjaciela na fotelu przy ścianie. Hiszpan od razu podniósł się z siedzenia i z wielkim uśmiechem na twarzy uściskał przyjaciela. 
- Jak dobrze cię widzieć, stary. - jęknął wciąż go ściskając.
- Ty, tylko mi się tutaj nie rozbecz. - prychnął odsuwając się, jednak po chwili znów się uściskali. Po zabraniu bagaży wsiedli do samochodu Bartry i pojechali w stronę domu obrońcy Barcelony. O czym myślał przez ten czas? Nie o rodzinie, nie o czasie wolnym, nie o jedzeniu. Dokładnie rok temu, dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia zerwała z nim długoletnia dziewczyna. Przez miesiące nie mógł się po tym pozbierać, jednak po czasie zaczął żyć pełnią życia. Czyżby wspomnienia powróciły? Kochał ją całym sercem, jednak ona go zawiodła i czuł tylko ból. Od tamtego czasu jeszcze nikomu znów nie zaufał. Jeszcze...
- Synku! - usłyszał wysoki, lecz przyjemny głos matki. Zawsze śpiewała mu na dobranoc, nie mógł zasnąć bez chociażby jednej kołysanki. Była dużo niższa od niego, wręcz drobnej postury, jednak kilkanaście lat temu mogła całe dnie nosić go na rękach. - Nareszcie jesteś! - ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała w czoło, po czym przytuliła. Następny był ojciec i rodzice Marca. Nie mógł doczekać się wspólnie spędzonych świąt. Tak bardzo za tym wszystkim tęsknił, nie wyobrażał sobie, że nadchodzące dni mogłoby coś popsuć.
~*~
Wieczorem nie mógł już usiedzieć w domu. Rodzice spali, Marc pojechał na urodziny jednego ze swoich klubowych kolegów. Wziąwszy skórzaną kurtkę z wieszaka poszedł na spacer. Na niebie roiło się od gwiazd, które z przyjemnością obserwował. Może nie był romantykiem, ale zawsze lubił na nie spoglądać. Ostatnie miesiące spędzone w Swansea dały mu dużo do myślenia. Nie wiedział, że tak bardzo będzie tęsknił za Hiszpanią. Kiedy przeprowadzał się do Anglii na względzie miał tylko to, że nie będzie już widział Anny, która złamała mu serce. Była jego pierwszą wielką miłością, dla której zrobiłby wszystko.

Niebo jest jedno, wszędzie to samo, jednak niebo angielskie było ponure i tajemnicze, za to to hiszpańskie wręcz tryskało energią. Kiedy był mały często zdarzało mu się uciekać w nocy z domu, przez balkon, by pobawić się z kolegami w kosmitów, w domku na drzewie. Gdy teraz o tym myślał te czasy wydawały się tak odległe, a minęło dopiero jakieś dziesięć lat. Uśmiechnął się sam do siebie przez ten nagły napływ wspomnień. Niejeden pozazdrościłby mu takiego życia. Był przystojny, bogaty, robił to, co kochał, jedynym czego jeszcze nie posiadał była miłość, która tak naprawdę nadałaby sens jego życiu. Usiadł na ławce przy ulicy, wygodnie oparł się o drewnianą ramę i spojrzał w niebo. Chciał zostać tutaj, w Barcelonie razem z rodziną i przyjaciółmi... i znów poczuć powiew miłości. 
~*~
Ten okropny ból głowy, tak znajomy... jakby był częścią jej samej. Czuła, że ciało i umysł są od siebie niezależne. Chciała otworzyć oczy, ruszyć ręką, jednak nie dała rady. Nie wiedziała co się dzieje. Świadomość wróciła dopiero z lekkim powiewem wiatru, który dał świeżość jej umysłowi i ciału. Powoli otworzyła oczy, przez co pulsujący ból głowy powrócił. Mimo to podniosła się i rozejrzała dookoła. Nie wiedziała gdzie jest i co się dzieje. W środku panikowała, jednak ciało nie chciało poddać się jej wewnętrznej histerii. Musiała być bardzo wczesna pora, ponieważ było chłodno, a na ulicy nikogo nie widziała, nawet samochody można by policzyć na palcach. Wstała i poszła przed siebie, bo co miała robić? Siedzieć na przystanku i udawać ćpuna, by ktoś się zlitował i dał parę groszy? Przechodząc obok jednego z budynków zobaczyła postać szczupłej kobiety, średniego wzrostu, która odbijała się w oknie. Czy to była ona? Dlaczego nie poznała samej siebie? Co tu się do cholery dzieje?! Dlaczego nie poznała tych długich, szczupłych nóg, drobnych ramion... wyniszczonych dłoni, dołów pod oczami i krótkich, czarnych włosów, które dosłownie ją miażdżyły? Wyglądała okropnie w potarganej koszulce, jeansach i białej, brudnej bluzie. Miała ochotę się rozpłakać i zacząć krzyczeć, jednak łzy nie chciały spływać po policzkach.
Idąc dalej mijała coraz więcej ludzi, którzy spoglądali na nią jak na dziwadło z cyrku. Spuściła głowę nie chcąc spoglądać im w oczy i wtedy zawiał mocny, chłodny wiatr. Poczuła nagłe zimno na głowie i ramionach, a później kilka metrów dalej zobaczyła czarną plamę. Przyłożyła dłoń do ust chcąc krzyknąć, dopiero po chwili zrozumiała, że miała perukę. Po cholerę ją nosiła?! Pobiegła do najbliższej wystawy i spojrzała na siebie. Powoli zdjęła z głowy cienki, beżowy czepek. Kiedy na ramiona opadły jej czekoladowe loki lekko się do siebie uśmiechnęła. Mimo wyniszczenia ciała miała piękne włosy, które nie pasowały do całokształtu.
Skręciła w wąską uliczkę. Nie wiedziała gdzie idzie, ale miasto coraz bardziej jej się podobało. Nagle zobaczyła jak chodnikiem z naprzeciwka idzie grupa mężczyzn, zmierzali wprost na nią. Było w nich coś, co wywołało w niej strach. Serce zaczęło szybciej bić, a ciało mimowolnie trzęsło się. Gdy ją zobaczyli przyspieszyli kroku. Skok adrenaliny. Ruszyła biegiem między domami kilkukrotnie się za siebie oglądając. Nagle stanęła. Obraz przed oczami poczerniał i uderzyła w nią fala wspomnień. Uciekała przed kimś, przed czymś... trzymała się balkonu, skoczyła... i wróciła. Stała jak słup soli na chodniku przy jednym z domów. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jakiś chłopak toi obok niej, przy koszu na śmieci.
- Przepraszam, czy coś się stało? - zapytał na co wzdrygnęła się.
- Pomóż mi. - szepnęła ledwo dosłyszalnie. Chciała wbiec za bramę, jednak on chwycił ją za ramię.
- Zaczekaj. - rzucił, a ona mimowolnie spojrzała mu w oczy... były piękne. Szarozielone, przejrzyste... pełne współczucia i zrozumienia. - Co się stało?
- Nie wiem. - jęknęła żałośnie chcąc się rozpłakać, jednak nawet na to nie miała siły. Nogi się pod nią uginały, była spłaba.
- Chodź. - położył dłoń na jej plecach, na co podskoczyła. - Przepraszam. Zapomniałem, nazywam się Alvaro, a ty? - zapytał idąc w stronę drzwi wejściowych. Nie wiedziała co powiedzieć, ale gdy się po to zapytał w głowie dzwoniło jej "Sol". Czy to w ogóle było imię?
- Sol. - palnęła bez namysłu i poszła za nim. Przez całą drogę do salonu odtwarzała w głowie moment, w którym Alvaro wymawia swoje imię.
- Napijesz się czegoś? Może zrobię ci kawę, bo jest bardzo wcześnie... - zaczął.
- Chętnie, dziękuję. - odparła siadając na kanapie, którą wskazał jej Alvaro. Rozejrzała się dookoła. Pokój był cudownie urządzony, było widać w nim kobiecą rękę. Kiedy chłopak wrócił podał jej kawę i usiadł obok.
- Opowiesz mi co się stało? - zapytał robiąc łyk kawy, jednak zaraz ją odstawił, bo sparzył się w język.
- Szczerze? Nie mam pojęcia... - prychnęła zdając sobie sprawę jak to wszystko absurdalnie brzmi. - Obudziłam się godzinę temu na przystanku i... nic nie pamiętam. Nie wiem gdzie jestem, jak się tu znalazłam, kim jestem... - jęknęła czując jak gula w jej gardle rośnie. Miała taką wielką ochotę płakać, jednak nie umiała.
- To dlaczego uciekałaś? - zmrużył oczy.
- Zobaczyłam jakiś mężczyzn i po prostu się wystraszyłam... - szepnęła ściskając kupek chudymi dłońmi, na które naciągnęła rękawy bluzy.
- Słuchaj, wezmę prysznic, ty odpocznij. Potem pójdziemy na policję i spróbujemy coś zaradzić, zgoda? - lekko się do niej uśmiechnął. Serce Sol zabiło szybciej, gdy zobaczyła jego uroczy uśmiech. Ten chłopak miał w sobie coś, co ją do niego ciągnęło, ale poczuła również coś dziwnego... jakby musiała mu się odwdzięczyć. Coś wewnątrz nakazało jej podziękować Alvaro, musiała to zrobić, była przecież nauczona posłuszeństwa i zadowalania mężczyzn.
Kiedy chłopak odszedł przestała panować nad swoim ciałem i rozumem. Przypominała sobie pojedyncze zdarzenia, jednak nie mogła zebrać ich w całość. Nie myślała, była w transie. Zdjęła buty, później spodnie i bluzę. Stała jedynie w czarnych, koronkowych bokserkach i białej koszulce na ramionkach. Wbiegła po schodach na piętro i przeszła przez korytarz. Dalej nie pojmowała co się z nią dzieje, chociaż nawet się nad tym nie zastanawiała. Została nauczona by zadowalać mężczyzn, którym należy się chwila przyjemności. Była tylko rzeczą, zabawką którą można potem odrzucić bez żadnych wyrzutów sumienia.
Nacisnęła klamkę drzwi łazienki, które o dziwo nie były zamknięte. Słyszała tylko szum wody i cichy śpiew Alvaro. Zdjęła pozostałości bielizny i w samej koszulce wsunęła się pod prysznic. W tym momencie wszystko sobie przypomniała. Wspomnienia wróciły, wiedziała kim jest i co się wydarzyło. Zmierzyła wzrokiem chłopaka stojącego przed nią, odwróconego tyłem, wciąż cicho śpiewającego. Miał wspaniale umięśnione plecy i ręce, których mięśnie napinały się gdy mył włosy. Nie chciała spoglądać w dół, bo wiedziała co za chwile nastąpi. Była zwykłą dziwką, a to był jej obowiązek. Musiała być posłuszna, żeby nie zostać ukaraną. Wsunęła dłonie pod jego ramiona i delikatnie objęła Hiszpana. Serce podskoczyło jej do gardła i zrobiło się duszno. Pocałowała go lekko w szyję, poczuła jak Alvaro sztywnieje, znów go pocałowała. Czuła zapach jego perfum... jego ciała. Zjeżdżała wzdłuż pleców coraz niżej, a gdy dotarła do lędźwi wróciła.
- Co robisz? - usłyszała jego zdezorientowany głos. Stanęła na palcach, przywarła do niego całym ciałem i wyszeptała wprost do ucha:
- Pozwól sobie podziękować. - po czym lekko przygryzła płatek jego ucha. Ciepła woda spływała po jej ciele i włosach dając ukojenie, a raczej wybawienie. Alvaro odwrócił się do niej. Znów spojrzał na Sol tymi pięknymi oczyma. Zaparło jej dech w piersiach. Miała przyspieszony oddech, kręciło jej się w głowie. Gdy objął ją ramionami ugięły się pod nią nogi. Jednym szybkim ruchem uniósł ją, by objęła nogami jego ciało i przyparł do ściany. Wpił się w usta dziewczyny, a po chwili rozwarł je swoi językiem wyczyniając nim nieziemskie rzeczy. Kiedy wszedł w nią wygięła się w łuk, a jej ciało przeszył najpierw ból, lecz potem czuła tylko rozkosz. Sapnęła odchylając głowę. Czuła pieczenie na skórze gdzie ją dotykał, a szyja poczerwieniała od pocałunków.

Od autorki: No to za nami mocny pierwszy rozdział. Dedykuję go Minizie i Nandos <3 Mam nadzieję, że się podoba, bo jestem z niego dość zadowolona. proszę o szczere opinie. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.