- Oni wiedzą jak wyglądam... zabiją mnie. - jęknął Alvaro parkując między budynkami, obok zsypu na śmieci.
- Nic ci nie zrobią, już dawno wyjechali z Barcelony, będą mnie szukać choćby po całym kraju. - odparła odpinając pasy i wysiadając. Hiszpan zrobił to samo, zmierzali w kierunku stacji kolejowej.
- Czekaj, muszę zadzwonić do rodziców, pewnie się o mnie martwią, a jutro jest wigilia. - rzekł wyciągając komórkę z kieszeni.
- Wiesz, że do jutra nie wrócimy, prawda? - spojrzała na niego, kiedy dawał jej pieniądze na bilety.
- Coś wymyślę. - westchnął i odszedł na kilka kroków. Sol podeszła do kobiety przy kasie i zaczęła rozglądać się po rozkładzie, jednak mało z niego zrozumiała.
- Przepraszam, kiedy jest najszybszy pociąg? - zapytała lekko się uśmiechając.
- Za niecałe dziesięć minut odjeżdża ostatni dzisiaj pociąg do Castelldefels. - odparła.
- W takim razie poproszę dwa bilety. - poprosiła. Kobieta wydała jej pare drobnych reszty i pokazała dłonią kierunek, w którym ma się udać. Kiwnęła głową, po czym wróciła do Alvaro, który właśnie kończył rozmowę z rodzicami.
- I co im powiedziałeś? - zapytała, kiedy odwrócił się w jej stronę.
- Nieważne. - warknął. - Gdzie jedziemy?
- Do Castelldefels. Zaraz mamy pociąg. - spuściła głowę. Czuła się okropnie, że przez nią Alvaro nie spędzi świąt z rodziną, że tak an prawdę zniszczyła mu życie. Był silny, jednak nie sądziła, by mógł podźwignąć się po czymś takim. Vazquez nic nie odpowiedział, tylko poszedł za dziewczyną na peron, by po chwili wsiąść w pociągu.
Na zewnątrz zaczęło się już ściemniać, deszcz lunął z nieba, a po pewnym czasie błyskawica przeszyła niebo rozpoczynając burzę, jakiej Barcelona od dawna nie widziała. Sol wzdrygnęła się, gdy huk był na tyle głośny, że ją obudził.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała rozglądając się dookoła. Alvaro siedział obok ze złożonymi rękami i spoglądał przed siebie.
- Za jakieś dziesięć minut powinniśmy być na miejscu. - westchnął spoglądając na czarny zegarek, który miał na ręku.
- Dlaczego się zmieniłeś? - zapytała cicho, jakby nie chciała, by to usłyszał. Czuła się z tym wszystkim okropnie, ale... co jej zależało?
- Żartujesz sobie? - prychnął. - Właśnie dowiedziałem się, że dziewczyna, która mi się podoba jest dziwką, że jestem tylko jednym z wielu. - dodał nawet na nią nie patrząc. Zagryzał tylko dolną wargę i nerwowo trząsł prawą nogą. Sol zabrakło słów, miała ochotę się rozpłakać jak dziecko, wręcz czuła, jak serce pęka jej na małe kawałeczki. Przez resztę drogi nie odzywali się do siebie. Gdy pociąg się zatrzymał wyszli w deszcz.
- Możemy iść do sklepu? Weźmiemy coś do jedzenia i chciałabym kupić rozjaśniacz do włosów. - szepnęła niepewnie. - Później poszukamy jakiegoś motelu. - Alvaro nie odpowiedział, tylko poszedł za Maresol. Kupili wszystko co potrzebne, a przy kasie zapytali kasjerkę, czy gdzieś w pobliżu jest motel. Do przejścia mieli zaledwie kilkadziesiąt metrów.
- Dzień dobry. Są może wolne pokoje na tą noc? - zapytał Alvaro przy recepcji.
- Na dzisiejszą noc? Są tylko dwójki. - odparła. Oh, a jakże by mogło być inaczej.
- Niech będzie. - westchnął spoglądając na Sol, która wpatrywała się w podłogę.
- Proszę się podpisać. - poprosiła odwracając w jego stronę notes. Już chciał zacząć pisać swoje prawdziwe dane, ale po chwilowym zawahaniu wpisał fałszywe nazwisko. Zastanawiał się też, czy dziewczyna go nie rozpozna, jednak nic na to nie wskazywało. - Schodami na drugie piętro, trzeci pokój z prawej. - oznajmiła podając mu klucz. - Życzę miłego pobytu. - dodała. Alvaro wysilił się na uśmiech i kiwnął głową. Nie zwracając uwagi na dziewczynę ruszył w górę schodami. Znalazł odpowiedni pokój i otworzył drzwi. Obawiał się, że ten motel to będzie jakaś porażka, jednak wcale tak nie było. Ściany były brązowe, pościel na łóżku czarno-biała, a co najważniejsze wszystko, łącznie z łazienką było czyste! Czego więcej chcieć od życia? a tak! życia. Sol weszła do środka zaraz za Alvaro i położyła reklamówkę na łóżku. Zdjęła z siebie przemoczoną bluzę i stanęła na przeciw Hiszpana, który siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Idziesz pierwszy do łazienki, czy mogę ja? - zapytała.
- Idź. - syknął. Sol aż odskoczyła. Szybko weszła do łazienki i zaczęła rozbierać przemoczone ubrania. Już chciała się rozpłakać, jednak... jaki byłby w tym sens? Przepłakała większość swojego nędznego życia, powoli zaczynało brakować jej łez. Dziewczyno! Walcz o swoje życie, walcz o swoje szczęście! - mówił jej głos w środku. Naga stanęła przed lustrem i przyglądała się swojemu ciału. Była szczupła, wręcz chuda, a blizny pokrywały sporą część skóry. Brzuch, nogi, nadgarstki... to wszytko zawsze będzie przypominać jej o przeszłości, której nie zdoła wyrzucić z pamięci. Odkręciła kurek prysznica, jednak przypomniała sobie o rozjaśniaczu do włosów, który zostawiła na łóżku. sięgnęła po jeden z czterech ręczników ułożonych na metalowej szafce i owinęła się nim. Alvaro stał wciąż cały mokry przy oknie i spoglądał przez nie. Kiedy dziewczyna wyszła z łazienki spiorunował ją wzrokiem.
- Co robisz? - warknął.
- Zapomniałam rozjaśniacza. - odparła cicho, a kiedy chłopak zaczął się do niej zbliżać serce podskoczyło Sol do gardła.
- Nie myśl sobie, że to, co wydarzyło się moim domu się powtórzy. - wysyczał łapiąc ją za nadgarstek i lekko szarpiąc, by na niego spojrzała.
- Puść mnie! - krzyknęła, gdy mocniej zacisnął swoją dłoń wokół jej. - Alvaro! To boli! - dodała jeszcze głośniej. Przycisnął ją do szafy i spojrzał głęboko w oczy, z których nie mogła nic odczytać.
- Jesteś zwykłą suką! - ryknął, a w oczach zaczęły zbierać mu się łzy. - Wiesz co robiłem przez ostatnie godziny?! Wyobrażałem sobie, jak jak poniżasz się przed jakimiś gnojami!- ryknął wręcz. I wtedy stało się coś, jego nawet ona by się po nim nie spodziewała. Zamachnął się wolną ręką i tak po prostu chciał uderzyć, zatrzymał się jednak kilka milimetrów od twarzy Maresol. Zacisnął szczękę, nie wiedząc tak naprawdę co robi.
- Na co czekasz?! - syknęła. - Proszę bardzo, uderz mnie! Staniesz się taki sam jak te gnojki! - dodała. Alvaro z ostatnim szarpnięciem puścił jej nadgarstek i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Hiszpanka oparła głowę o szafę i kilka razy zamrugała oczyma, by się nie rozpłakać, po czym, tak jakby nigdy nic wzięła rozjaśniać i zamknęła się w łazience.
~*~
Po wzięciu prysznica stanęła przed lustrem i zaczęła nakładać na włosy rozjaśniacz. Po raz ostatni widziała swoje ciemne włosy... po kilkudziesięciu minutach wzięła głęboki oddech i umyła włosy. Założyła prawie już suchą bieliznę i koszulkę, ponieważ jeansy wiszące w łazience na kaloryferze wciąż były wilgotne. Alvaro siedział na łóżku w samych bokserkach, z piwem w ręku i oglądał telewizor.- Co zrobiłaś z włosami? - zapytał unosząc brwi. Maresol usiadła na ziemi, jakiś metr od niego i spojrzała na swoje mokre, długie włosy, które zmieniły odcień na ciemny blond. Nie odpowiedziała Alvaro, tylko objęła nogi rękoma i spojrzała na telewizor.
- Sol, ja... - zaczął siadając na ziemi obok, jednak ona odwróciła głowę w drugą stronę. - Zostaw mnie. - szepnęła. - Wróć jutro do Barcelony, poradzę sobie. - dodała nie chcąc na niego patrzeć. Alvaro zagryzł wargi i kiwnął głową. Uważała go za skurwiela, więc będzie skurwielem.
- Pewnie, jutro się pożegnamy. Ale chyba jesteś mi coś winna. To ja płaciłem za wszystko i to ja miałem nieprzyjemne doświadczenia. - oznajmił. Wtedy na niego spojrzała. Nie mogła uwierzyć w to, co Alvaro powiedział. Ale miał rację. Ona miała racje.. nie ucieknie od przeszłości. Wstała z ziemi i stanęło na przeciw.
- Dobra. Co mam zrobić? - zapytała przełykając ślinę.
- A jak myślisz? - uśmiechnął się półgębkiem. Zrobiło jej się duszno, a kolana się ugięły.
- Nie wierzę. - szepnęła sama do siebie powstrzymując łzy. - Alvaro, nie jesteś taki. Jesteś dobrym chłopakiem. - dodała robiąc krok w tył.
- Nie znasz mnie, więc się nie odzywaj. A teraz na kolana. - warknął. Maresol ruszyła pędem do drzwi, jednak gdy miała już złapać klamkę poczuła dłonie Hiszpana zaciskające się na jej talii. Przycisnął ją do drzwi całym swoim ciałem Czuła na brzuchu chłód drzwi i rąk Alvaro.
- Proszę, nie... - jęknęła, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Zaczęła szarpać się z chłopakiem. Czuła na szyi jego ciepły oddech. nie był już tym słodkim, niczego nieświadomym miłym chłopaczkiem, którego poznała pierwszego dnia... dowiedział się wszystkiego i pokazał swoją prawdziwą twarz. Kiedy próbował odwrócić ją w swoją stronę udało się jej uwolnić jednak cofając się potknęła się o puszkę po piwie i upadła na łóżko. - Alvaro, nie.. - wychrypiała ostatkami siły starając się podnieść, jednak gołe stopy ślizgały się po pościeli.
- Cicho. - warknął podchodząc bliżej. Złapał nadgarstki Sol i przytrzymał je po obu stronach jej głowy.
- Proszę, nie rób tego. - spojrzała mu prostu w oczy. - Przepraszam! Przepraszam, że pojawiłam się w twoim życiu! Przepraszam, że zniszczyłam ci życie! Przepraszam za wszystko, tylko błagam... nie każ mi wracać do przeszłości, błagam...
Od autorki: Naprawdę nie wiem, dlaczego to zrobiłam, nie wiem dlaczego zrobiłam z Alvaro takiego drania, ale po prostu, ten rozdział sam się napisał. Oceńcie go wy proszę, bo ja nie mam o nim zdania. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.