- Co? Ale dlaczego? - zapytał lekko się uśmiechając. Oh... był tak naiwny i łatwowierny. Dlaczego w ogóle jej pomógł? Po cholerę pozwolił zostać obcej dziewczynie w domu?! Nawet nie wiedział na jakie niebezpieczeństwo się naraził. Zależało jej na nim. Był dobrym chłopakiem z przyszłością, nie zasłużył sobie na cierpienie, które zapewne go czeka.
- Zrobimy teraz tak. Udasz, że dzwoni ci telefon i wyjdziesz żeby odebrać. Jak najszybciej wrócisz do domu i zapomnisz o ostatnich godzinach. - poleciła zaciskając szczękę. Nie pozwoli skrzywdzić Alvaro, nawet jeśli przez to będzie musiała wrócić do Caimbry i ponieść zasłużoną karę.
- Chyba oszalałaś. - prychnął. - Nie wiem co się dzieje, ale nie zostawię cię. - dodał patrząc Maresol głęboko w oczy. - Powiedz co się dzieje.
- Tamci dwaj... - westchnęła bezradnie. - To właśnie przed nimi uciekałam, a raczej przed ich... pracodawcą. Znaleźli mnie i tylko czekają aż nie będzie świadków. Proszę, odejdź i zapomnij. - jęknęła, a łzy spływały jej po policzkach.
- Jeśli nie będą chcieć rzucać się w oczy nie pobiegną za nami. - odparł. Jego zdeterminowanie i odwaga ją rozczulały. Przecież jakby tak po prostu wstali i zaczęli uciekać, tamci dwaj bez namysłu pobiegliby za nimi i złapali.
- To nie takie proste, Alvaro. - westchnęła. - Od razu by za nami pobiegli, nie możemy razem stąd wyjść. - dodała. W tej chwili kelnerka przyniosła im jedzenie. - Jedz. - szepnęła. Chciała, by to wszystko wyglądało jak najnormalniej. Alvaro nie odzywał się przez kilka minut, tylko błądził widelcem po talerzu.
- Idź do łazienki, wyjdziesz tam przez okno, ja zapłacę rachunek i wyjdę. Spotkamy się pod moim domem. - wypowiedział ledwo dosłyszalnie, po czym wstał i podszedł do blatu. Maresol nie wiedziała, czy to się uda. I tak ja dorwą, więc dlaczego by nie spróbować? Starając się nie patrzeć w stronę mężczyzn poszła do łazienki, której drzwi znajdowały się na drugim końcu pomieszczenia. Serce zaczęło szybciej bić, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Wspięła się na kaloryfer, podskoczyła i podpierając się na parapecie zeskoczyła z okna. Widziała jak Alvaro spokojnym krokiem wychodzi z restauracji. Chciała pobiegnąć w inną stronę, chciała, by o niej zapomniał i żył własnym życiem. Już miała to zrobić, jednak chłopak odwrócił się do niej i machnął ręką, na znak, że ma biec. Przez okno zobaczyła, jak jeden z pracowników Diabo wchodzi do łazienki. Dosłownie przez ułamek sekundy patrzyli sobie w oczy, a zaraz potem Maresol pobiegła przed siebie ile sił w nogach. Gdy wybiegali z parkingu przed restauracją drugi z mężczyzn wyparował w ich kierunku z drzwi głównych, a drugi powoli gramolił się z okna.
- Nie mogą dowiedzieć się gdzie mieszkasz. - sapnęła łapiąc oddech. Czy to wszystko dzieje się naprawdę? Czy nie jest jej dane żyć... po prostu żyć? Mała ochotę się rozpłakać, jednak wiedziała, że musi być w tej chwili silna. Mężczyźni biegli za nimi, byli co raz bliżej, serce chciało wyskoczyć Alvaro z klatki piersiowej.Nie wiedział, co tak na prawdę się dzieje, chciał tylko być znów w domu...
Skręcili w wąską uliczkę między blokami mieszkaniowymi i wbiegli do jednej z klatek, z której wychodziła jakaś kobieta. Sol oparła się o ścianę i głęboko oddychając powoli usiadła, Alvaro zrobił to samo.
- W tej chwili masz mi powiedzieć co tu się dzieje. - syknął odchylając głowę do tyłu. W myślach cały czas miał słowa Maresol: ,,Nie mogą dowiedzieć się gdzie mieszkasz", w co ona go do cholery wpakowała?! Był miły, chciał jej pomóc, w końcu ona mu się bardzo miło odwdzięczyła, ale to teraz... to przesada.
- Byłam dziwką, okej?! Uciekłam, a teraz oni chcą mnie złapać. - krzyknęła rozkładając ramiona w geście rezygnacji.
- Byłaś czym?! - zdziwił się wybałuszając oczy. - To już wiem dlaczego jesteś taka... wprawiona jeśli chodzi o te sprawy. - dodał wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Te słowa ją zabolały. Jeszcze pół godziny temu wszystko było w porządku... dlaczego to musiało się do jasnej cholery wydarzyć?! Zdenerwowana na Hiszpana energicznie podniosła się z miejsca i wtedy stanęła twarzą w twarz z jednym z przygłupów Diabo. Spoglądał na nią intensywnie brązowymi oczyma i szarpał się z klamką, która ani drgnęła. Maresol stała jak słup soli, ani drgnęła przerażona. Alvaro wciąż siedział, nie wiedział o co chodzi.
- Siedź tam. - szepnęła wciąż mierząc się wzrokiem z mężczyzną. - Jest stąd drugie wyjście?
- No tak przez piwnicę. - odparł.
Ledwo zdołał odpowiedzieć, a Sol już ruszyła schodami w dół, na co mężczyzna zaczął uderzać o drzwi ramieniem. Alvaro, biegnąc tuż za nią nie mógł pozbierać myśli.
Ledwo zdołał odpowiedzieć, a Sol już ruszyła schodami w dół, na co mężczyzna zaczął uderzać o drzwi ramieniem. Alvaro, biegnąc tuż za nią nie mógł pozbierać myśli.
- Dlaczego nie możemy po prostu iść na policję? - zapytał łapiąc oddech.
- Chyba cię pogrzało. - prychnęła. znaleźli się w ciemnej piwnicy, Alvaro od razu podbiegł do jednej ze ścian i wypchnął w górę pokrywę wyjścia. Stając na jakimś pudle wyszedł na zewnątrz, po czym pomógł Maresol. Usłyszeli głosy mężczyzn, którzy mówili po portugalsku.
- Szybko. - nakazał Hiszpan i oboje ruszyli w stronę lasu ponownie słysząc za sobą krzyki.
~*~
W Caimbrze słońce świeciło niemiłosiernie, przez co nie dało się odczuć klimatu Świąt, kto je jednak obchodził? Na pewno nie rodziny, którym niedawno zaginęły córki, siostry czy kuzynki. One teraz były jego własnością. Dzisiaj był wielki dzień. Wykończył kolejną ze swoich własności. Nie był jednak zbyt brutalny. Całą swoją złość i nienawiść pozostawi dla uroczej i słodkiej Maresol Remedios. Wciąż nie miał wiadomości od ludzi, którzy mieli ją złapać, ale... co się odwlecze, to nie uciecze. Mimo, że była pierwszą dziewczyną, która zdołała uciec i tak tutaj wróci, prędzej czy później. Nie odpuści jej tego. Będzie cierpiała, błagała o litość, a on, z uśmiechem na twarzy zakończy jej cierpienia. Tak... już nie raz śnił o tym momencie.
~*~
Biegli nie zatrzymując się przez kałuże, gałęzie drzew, błoto... Sol ledwo powstrzymywała łzy, które cisnęły się jej do oczu. Nie chciała tak wracać, tak bardzo chciała wieść zwykłe, pogodne życie. Gdziekolwiek, może być nawet na Antarktydzie. Po kilkudziesięciu minutach i paru postojach byli zmęczeni. Wybiegli z lasu na drugi koniec miasta, gdzie znajdował się jakiś pub. Myśleli, że uwolnili się od pracowników Diabo, jednak nie.. słyszeli za sobą ich głosy, były głuche, ale nie mogli ryzykować. Maresol podeszła do jednego z zaparkowanych aut i wyciągając wsuwkę z kieszeni zaczęła grzebać ją w zamku.
- Co ty do cholery robisz?! - syknął Alvaro szarpiąc ją za rękę.
- A jak ci się wydaje, ratuję ci życie. - odparła równie ostro. nie wiedziała, co stało się z tym miłym i cudownym chłopakiem, którego poznała.
- Ratujesz? Chyba żartujesz. Przez ciebie ja i moi bliscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. - odrzekł mierząc ją wzrokiem.
- To proszę bardzo, dlaczego teraz po prostu mnie nie zostawisz i nie odejdziesz? - zapytała, a serce biło jej jak oszalałe. Gdyby teraz naprawdę odszedł załamałaby się i nie wiedziałaby co robić. To właśnie on dawał jej siłę. Alvaro otworzył usta, by coś odpowiedzieć, jednak zaraz je zamknął. Sol wróciła do wcześniej przerwanej czynności, a chłopak zaczął obchodzić samochód. W pewnym momencie zobaczył pod nim coś błyszczącego.
- Popatrz. - westchnął pokazując dziewczynie klucze, a zaraz potem obszedł budynek. - To auto jakiegoś pijaka, nie ma tu zbyt wielu gości. - wzruszył ramionami, gdy przyszedł. W tym momencie usłyszeli wołanie mężczyzn i po chwili ich zobaczyli. W pośpiechu przedzierali się przez zarośla, jeden z nich miał komórkę przy uchu. Szybko wsiedli do pojazdu. Ręce trzęsły się chłopakowi, przez co nie mógł trafić do stacyjki. - Ja pierdole, co ja wyprawiam. - jęknął sam do siebie w końcu trafiając i z piskiem opon wyjeżdżając z parkingu. Sol zapięła pasy i oparła się o siedzenie pasażera.
- Musimy odstawić gdzieś ten samochód, pewnie zapamiętali rejestrację, kolor, markę... - zaczęła mówić nie mogąc złapać oddechu. Mało brakowało, a wpadłaby w prawdziwą panikę.
- Ledwo co udało nam się uciec, a ty już obmyślasz kolejny krok. - westchnął rozluźniając ramiona. - Pomogę ci uciec, ale musisz mi obiecać, że mojej rodzinie nic się nie stanie i że później już nigdy się nie spotkamy. - dodał beznamiętnym tonem.- Nie robisz mi łaski. - prychnęła. - Ale zgoda, niech będzie, obiecuję. A teraz musimy gdzieś zostawić to auto.
Od autorki: Ten rozdział nie jest najwyższych lotów i nie podoba mi się, ale obiecuję, że następny będzie lepszy. Zrobiłam również z Alvaro kretyna, mam nadzieję, że mi za to wybaczycie. Pragnę z całego serducha podziękować za poprzednie komentarze, jesteście cudowne! Dodam, że jeszcze w tym tygodniu pojawią się nowe rozdziały na pozostałych blogach. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
No ja się nie dziwię Alvaro. Wiódł sobie spokojne życie a teraz musi uciekać przed jakimiś zbirami. Mam nadzieję, że uda się im uciec.
OdpowiedzUsuńPozderki ;**
To takie odwrócenie wszystkiego o 180 stopni dla Vazqueza xd
OdpowiedzUsuńUcieczka pierwsza klasa! Widać, że dziewczyna ma wszystko obmyślane co do tego!
Jestem ciekawa co dalej! :)
Dodałaś dziś rozdział, czyli zrobiłaś mi cudny prezent na urodziny :)
Czekam na kolejny! :)
Nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć co będzie dalej! :D Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńTo musiał być szok dla Alvaro. Ale w sumie mógł się choć trochę domyślić.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy uda im się w końcu uciec przed tymi ludźmi :D
Czekam na nowy! Pozdrawiam :*
Jestem w stanie wybaczyć Ci wszystko, nawet zrobienie kretyna z Alvaro ♥ pewnie z czasem zrozumie i będzie chciał jej pomóc, nie zważając na konsekwencje ♥ podoba mi się ten rozdział, nie rozumiem dlaczego tobie nie :(
OdpowiedzUsuńSzybko czekam na następny! ;*
Pisz szynko, bo czekam na następny* xd
UsuńNie ta godzina xd ;*
SZYBKO*
UsuńBoże, zlituj się xd
łohoho to się dzieje, oj dzieje. mi tam rozdział się podoba, bo ja lubię takie ;p z niecierpliwością czekamy na kolejny!
OdpowiedzUsuńMatko podziwiam ją, że panikując i tak myśli xd Ja bym nie potrafiła, chociaż w sprawie życia i śmierci...
OdpowiedzUsuńMam na razie mieszane uczucia, co do Alvaro, ale myślę, że z rozdziału na rozdział to się zmieni... Czekam nn.
Zapraszam na nowy do mnie:
http://la-gante-esta-loca.blogspot.com/
A już myślałam, że Vazquez będzie słodkim chłopcem. Ale w sumie dobrze, że pokazuje charakter :D Ciekawa jestem, czy Sol uda się uciec od ścigających ją i do którego momentu Alvaro zechce jej pomagać.
OdpowiedzUsuńAlvaro to idiota! wszystko było pięknie, ładnie, był zakochany w dziewczynie a jak dowiedział się że była dziwką to już nie chce jej znać?! pff... mam nadzieję, że w następnym rozdziale znów odzyska moją sympatię :D
OdpowiedzUsuńojejku, rozdział jak zwykle genialny! dużo się w nim dzieje, trzyma w napięciu :)
czekam z niecierpliwością na nexta <3
Alvaro jest okropny, noo :C Ja rozumiem, mógł być zaskoczony i wgl, ale.. Nie chcę takiego Vazqueza i koniec! On ma być kochaniutki ^^
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, chcę już następny :D
Całuję <3
Ughhhhh kretyn to mało powiedziane. Jak on mógł jej tak powiedzieć?? Chamstwo się szerzy.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak rozwinie się akcja. Mam jednak cichą nadzieję, że Av będzie bardziej słodki i opiekuńczy bo taka wersja pasuje do niego idealnie :-) Pozdrawiam :*
O żeś kurna, czemu taki cham się z niego zrobił? o.o Biedna Sol chyba przeszłość będzie do niej powracała cały czas, mam nadzieję, że jednak coś wykombinuje i że nic jej nie zrobią!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, luuvmysahineq