poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział VII

Jedna chwila może zmienić całe życie. Jeden pocałunek, jedno spojrzenie, jedno słowo odmienia wszystko. Dwoje zupełnie obcych ludzi staje się sobie bliskich w jednym momencie. Ale jedna chwila może też zniszczyć komuś życie. Odbiera wszystko co człowiek kocha i na czym mu zależy. 
Nie mógł uwierzyć w to, co stało się kilka minut temu. Ona nie chciała wyjeżdżać, ale zmusił ją do tego... mimo tylu sprzeciwów. Gdyby nie kazał jej wsiadać do tego cholernego pociągu byłaby tutaj z nim! Teraz siedział na tej samej ławce, na której Maresol siedziała kilka minut temu. I płakał. Płakał, tak po prostu. Nie mógł powstrzymać gorzkich łez bez przerwy spływających po jego policzkach. Czuł nie tylko psychiczny, ale również fizyczny ból... bolało go serce. Czym w porównaniu do Sol była sława, pieniądze, piłka nożna?! Czym?! Ale nie mógł tu tak bezradnie siedzieć, ona na niego liczyła, kochała go tak samo mocno, jak on ją. Szybko otarł łzy i spojrzał na tory. Skoro pociąg jechał do Montpellier to najbliższy przystanek będzie w Narbonne. Narbonne to duże miasto, a Sol mówiła, że Diabo ma burdele w całej Europie, ale przeważnie w mniejszych miasteczkach. Kilka kilometrów od Narbonne jest Bizanet... chwila, czy ja przypadkiem właśnie tam nie byłem z Marciem na wieczorze kawalerskim jego kuzyna? Tam był klub nocny! Ale co jeśli wysiądą w Narbonne i zabiorą ją z powrotem do Caimbry? Zaczął klnąc, głowa go bolała. Chcieli się na niej zemścić, więc bardziej prawdopodobne wydaje się t, że zabiorą ją tam, gdzie jest najbliżej. Szybko wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał numer Marca. Liczył sygnały, jeden, dwa, trzy...
- Kurwa! - krzyknął, jednak wybrał numer jeszcze raz. Tym razem, Marc odebrał po dwóch sygnałach.
- Alvaro, stary, dodzwonienie się do ciebie graniczy z cudem, już na policję w sprawie zaginienia chciałem iść! - odezwał się prawie wrzeszcząc do słuchawki.
- Słuchaj, wytłumaczę ci wszystko później. Pamiętasz jak w zeszłym roku byliśmy w Bizanet na wieczorze kawalerskim twojego kuzyna?
- Marcela? No jasne że pamiętam, była cudownie. - od razu się uspokoił. - A co? Chcesz tam jechać? Ja jestem chętny na panienki!
- Tak, ale w innej sprawie. - jęknął głośno przełykając ślinę. - Spotkajmy się na lotnisku w Figueres za... ile zajmie ci przyjazd? - zapytał.
- Mogę polecieć z Barcelony do Figueres w sumie za kilka godzin. - wzruszył ramionami.
- Błagam cię, bądź jak najszybciej. - poprosił Alvaro błagalnym tonem. 
- Dobra, eee... - przez chwile po drugiej stronie było cicho, jakby nikogo nie było, jednak Alvaro usłyszał oddech Marca. - Za godzinie mam samolot, podróż do Figueres to z półtora godziny. 
- Okej, będę czekał. Dzięki. - uśmiechnął się lekko i rozłączył. Ale co on będzie robił przez dwie i pół godziny, kiedy oni właśnie w tej chwili zapewne krzywdzą Sol? 
~*~
- Gdzie mnie zabierzecie? - szepnęła Maresol siedząc w jednym z przedziałów. Na przeciwko niej było dwóch łysych osiłków, jeden z nich pracował dla Diabo od dawna, drugiego nie znała.
- Do Bizanet. - syknął ten pierwszy. Sol przełknęła głośno ślinę i spojrzała w okno. Widziała swoje odbicie. Blada, chuda twarz cała umazana czarnym tuszem do rzęs, wyglądała jak trup. Cały czas przed oczami miała twarz Alvaro gdy zobaczył tego mężczyznę. Jego zdezorientowane, przejrzyste oczy pełne bólu. Łzy znowu napłynęły jej do oczu, szybko zaczęła mrugać, by tamci dwaj niczego nie zauważyli. Usłyszała, że ktoś wchodzi do środka. Oderwała czoło od szyby i nieprzytomnymi, zmęczonymi oczyma spojrzała na mężczyznę stojącego w przejściu. 
- Diabo. - wydukała krztusząc się własną śliną.
- Witam z powrotem, mała dziwko. - uśmiechnął się półgębkiem i usiadł obok niej. - Za jakieś dwie godziny poznasz co to ból. - dodał spoglądając na srebrny zegarek na lewym nadgarstku. Sol odsunęła się od siego mocniej przytulając się do szyby. Chciałaby krzyczeć, wrzeszczeć, denerwować się, nie umieć oddychać, jednak była... spokojna. Wiedziała co ją czeka. 
~*~
Siedział w wielkiej hali oparty łokciami o kolana i wystukiwał coś nogą. Chciał jak najszybciej znaleźć Sol! A co jeśli już nigdy jej nie zobaczy? Co jeśli ją wywiozą Bóg wie gdzie, albo co gorsza zabiją? Nie mógł o tym myśleć, na myśl o tym wszystkim łzy cisnęły mu się do oczu. Przeczesał szybko włosy i ukrył twarz w dłoniach. 
- Vazquez! - usłyszał głos Bartry idącego w jego stronę z małą torbą podróżną. 
- Dzięki, że jesteś, stary. - odparł wpadając mu w ramiona. Marc był zdezorientowany, nie wiedział co się dzieje. Poklepał przyjaciela po plecach i odsunął się.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytał siadając na fotelu obok. Alvaro spojrzał na wielki zegar znajdujący się naprzeciwko nich. Za dwadzieścia minut jest samolot do Narbonne, później będą musieli jechać pociągiem lub wziąć taryfę. Hiszpan wszystko po kolei opowiedział przyjacielowi. W niektórych momentach czuł łzy piekące jego oczy. Po całej opowieści Marc nie mógł wykrztusić z siebie żadnego dźwięku. Razem poszli na odprawę i weszli do samolotu.
- Ale... po co ja ci tu jestem? - zapytał w końcu starając się ogarnąć całą sytuację.
- Bo oni wiedzą jak ja wyglądam, a ciebie nie znają! Musisz ją stamtąd wyciągnąć! - spojrzał na niego błagalnie.
- Ale ja nawet nie wiem jak ta twoja Sol wygląda! - uśmiechnął się lekko,  ale zrobi to, dla przyjaciela zrobi wszystko, tak jak Alvaro dla niego.
- Ciemne włosy... chociaż nie, ciemny blond, bo musiała się przefarbować. Nie za wysoka, chuda, ma pieprzyk pod okiem. - odparł. Przez cały lot do Narbonne omawiali co zrobią, gdy już dotrą do Bizanet. Alvaro miał złe przeczucie, lecz Marc wspierał go cały czas.

Od autorki: Witajcie, po ponad miesięcznej przerwie. Wiem, że rozdział jest wręcz przeraźliwie krótki, ale gdybym napisała to, co będzie się działo w Bizanet byłby aż za długi. Po pierwsze chciałabym bardzo podziękować za komentarze pod prologiem na entre los mundos oraz pod postem o zawieszeniu, dały mi bardzo dużo do myślenia. Niestety, musiałam usunąć blogi, na które nie miałam kompletnie weny, a nie chciałam robić niczego na siłę, mam nadzieję, że mi wybaczycie. Może w przyszłości do nich wrócę. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!
P.S. Przypominam że o rozdziałach informuję wyłącznie na GG, innym sposobem żeby być na bieżąco jest zaobserwowanie.

Zapraszam do zaobserwowania laurel-torres aby być zawsze na bieżąco!

11 komentarzy:

  1. Musi się im udać, po prostu musi! Tak bardzo współczuję Sol! Tyle przeszła, a czeka ją jeszcze więcej!
    Oby Marc podołał i dał radę wyciągnąć dziewczynę z tego burdelu, inaczej nasz Alvarito się nam załamie ;c
    I jeszcze jedno - zaszło coś dziwnego na gg (nie wiem czy coś do mnie pisałaś, ale raczej tak), bo nie dostałam żadnej wiadomości, a gdy weszłam przez przypadek w archiwum, miałam zaznaczone, że coś pisałaś (pomyślałam, że to Ty, bo domyśliłam się po imieniu) i weszłam w to, ale pisało, że nie ma żadnej wiadomości O.o taka dziwna sytuacja :P
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to będzie się działo w Bizanet :) Mam nadzieję, że uda im się wyciągnąć stamtąd Sol. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie :)
    Na prawdę szkoda mi Sol :c
    Marc jest świetnym przyjacielem, mam nadzieję, że ich plan się powiedzie i wyciągną stamtąd Sol :)
    Pozdrawiam i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja wiem jak to sie potoczy heheheh
    szkoda mi Sol :c i Alvaro tez
    Cudny rozdzial skarbie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, nie wiem, dlaczego wcześniej tego nie czytałam. Nie wiem. Zawsze mi gdzieś to opowiadanie umykało. Ale dziś pochłonęłam je całe.
    Jest rzeczywiście zupełnie inne od pozostałych, jakie czytam. Ale to jest w nim fantastyczne.
    Marc musi być naprawdę cudownym przyjacielem, skoro tak w jednej chwili zostawił wszystko i postanowił pomóc Alvaro. Ale będzie bardzo trudno. Nie wiem, czy to jest w ogóle wykonalne. A jak sobie pomyślę, co w tym czasie będzie się działo z Sol... Boże drogi.
    buziak, kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział króciutki, ale jest w nim tyle emocji, że ach! Tak bardzo szkoda mi Sol, biedna ;C Liczę na to, że Diabo i innych jego współpracowników spotka sprawiedliwość po tym wszystkim co zrobili. Co do Marca. Taki przyjaciel jak Marc to skarb ♥ Czekam na dalsze losy!
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, mam nadzieję, że Alvaro i Marcowi uda się uratować Sol...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej, biedna Sol. Myślałam, że zdoła uciec przed tymi dupkami, ale no jednak się nie udało.
    Mam nadzieję, że Alvaro i Marcowi uda się ją odzyskać. Musi się udać!
    Czekam na następny! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się, nic na siłę :)
    Co do rozdziału: fakt, jest krótki, ale rozumiem, że bez niego nie mogłabyś przejść do najważniejszego :D mam nadzieję, że odbiją Sol i bardzo jestem ciekawa jak to zrobią :)
    Pozdrawiam i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział krótki, ale ciekawy. Wierzę w Alvaro i Marca :) Czekam na ciąg dlaszy :)

    Pozdrawiam,
    Anabel :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ ten Alvaro przebiegły! ;) Mam nadzieję, że Marc'owi uda się "odbić" Sol i będzie mogła już spokojnie żyć, bez ciągłej ucieczki i co najważniejsze - z Alvaro! Oni są wprost stworzeni dla siebie :-)

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń