piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział IX

Chciał wejść do środka, jednak drzwi były zamknięte.
- Sol! - zawołał z rozpaczą w głosie uderzając pięścią o drzwi. Dziewczyna nie odpowiadała. - Sol, do jasnej cholery! Otwórz te drzwi! - dodał jeszcze głośniej, jednak z tym samym rezultatem. Zrobił kilka kroków do tyłu, rozpędził się i uderzył w drzwi barkiem, który natychmiast przeszył straszliwy ból. Ledwo utrzymał się na nogach, ale znalazł się w łazience. Zaczął rozglądać się po dużym pomieszczeniu. Pierwsze co zobaczył to stłuczona buteleczka perfum a zaraz potem mokrą, siedzącą pod prysznicem kruszynkę. Serce mu się krajało, gdy widział Sol siedzącą pod bieżącą wodą z ukrytą w dłoniach twarzą. Z każdym jej szlochem czuł, jak siła, która ją z nim łączy rozrywa jego serce na miliony drobnych kawałeczków. Nie zwracając uwagi na wodę usiadł obok Sol i objął ją ramieniem. Dopiero wtedy zobaczył, że w prawej dłoni dziewczyna trzyma zakrwawiony kawałek szkła, który pochodził z buteleczki do perfum. Na myśl o tym, że chciała odebrać sobie życie ścisnęło go w gardle. Delikatnie wyciągnął z jej małej dłoni szkło.
- Jestem brudna. - jęknęła żałośnie. - Nie chcę tak żyć, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym ciebie stracić. - wypowiedziała ostatkami siły słabym, zachrypniętym głosem. Położyła głowę w zagłębienie między ramieniem i głową Alvaro. Wciąż trzęsła się i szlochała, a w nim narastał gniew. Wiedział, że zabije tego skurwysyna. Zrobi to mimo wszystko, nie liczy się nic, tylko szczęście Sol. Złapał ją za rękę i zakręcił wodę.
- Obiecuję ci, że już nigdy nie będziesz musiała się bać. - szepnął całując Sol w czubek głowy. - Chodź, zjemy coś, wykąpiesz się i pójdziesz spać, a jutro zabiorę cię do siebie. - dodał przyciskając jej kruche ciało do siebie i zamykając oczy. Starał się uspokoić bicie serca i zaciskanie pięści. Przy niej musi być spokojny, Sol właśnie tego potrzebuje, ale temu skurwielowi nie daruje. Pomógł dziewczynie wstać, wziął ręcznik, którym ją owinął i wziął jej wiotkie ciało na ręce. Wychodząc z łazienki usłyszał przyciszone głosy. Marca i innego mężczyzny i kobiety. Podejrzewał już co to za problem Bartra miał na myśli.

Po lekkiej kolacji, którą Marc zrobił razem z Marią Alvaro zabrał Sol do łazienki. Obyło się bez większej kłótni czy wywodów. Alvaro wiedział jedynie to, że Marc zmyślił historyjkę o imprezie i kacu. Jese doskonale go rozumiał, ale Maria miała kilka wątpliwości. Hiszpan zamknął drzwi i odkręcił wodę, która zaczęła zapełniać wannę. Sol stała oparta o umywalkę w koszulce Vazqueza. Wciąż była potwornie blada, miała podkrążone oczy. Maria dopytywała się, dlaczego dziewczyna jest taka pokaleczona. Alvaro odpowiedział, że na imprezie miało miejsce nie przyjemne zdarzenie. Kobieta już najprawdopodobniej nie chciała nic wiedzieć.
- Hej. - szepnął podchodząc do Hiszpanki. - Już nic ci nie grozi. - wyszeptał do cha obejmując ją. - Zaczniesz nowe życie, z dala od bólu i cierpienia. Dopilnuję tego. - odsunął się. Widział w oczach dziewczyny łez, ale też leciutki, ledwo dostrzegalny uśmiech. - Chodź. - kiwnął głową w stronę wanny. Odkręcił wodę i ponownie spojrzał na dziewczynę. - Wiesz, że cię kocham? - zapytał lekko się uśmiechając. Sol cichutko parsknęła i kiwnęła głową. Pomógł jej zdjąć koszulkę i wejść do wanny, a później sam się rozebrał i zrobił to samo. Kiedy gorąca woda dotknęła jego zmęczonego ciała poczuł ulgę. Okropny dzień dobiega końca, a jutro zacznie się coś nowego... dla Sol. On odetchnie dopiero wtedy, gdy zabije Diabo.
- Alvaro. - usłyszał cichy głos Sol. Dziewczyna oparła się o jego klatkę piersiową i zamknęła oczy. - Zabierz mnie do Włoch. Chcę zobaczyć Wenecję i Sycylię. Potem do Francji, zwiedzimy Luwr i wjedziemy na Wierzę Eiffla. Później zabierzesz mnie do Grecji, na plażę i oświadczysz mi się o zachodzie słońca. - spojrzał na nią, a po jej policzkach spływały łzy. Miała zamknięte oczy i zagryzione wargi. - Na tej samej plaży weźmiemy ślub. Boso, w koszulkach i spodenkach. - lekko się uśmiechnęła, głos jej się załamał ale kontynuowała. - Zamieszkamy gdzie będziesz chciał. Będziemy mieć śliczny dom z kominkiem, ogródkiem, a na Boże Narodzenie w salonie będzie stała duża, żywa choinka. Wokół niej będzie biegać trójka naszych dzieci. Dwóch chłopców, z którymi będziesz grał w piłkę i najmłodsza, mała dziewczynka. Jose, Miguel i Gabriela. Będziemy chodzić na mecze i przedstawienia. Zawsze będziemy robić zdjęcia i układać je w albumach. Będziesz opowiadał chłopcom o dziewczynach, a Gabrielę przestrzegał przed chłopakami. Później odprowadzisz ją do ołtarza. Będziemy mieli wnuki, każde święta będziemy spędzali wspólnie, przy jednym stole. Zestarzejemy się razem i razem umrzemy. Bo nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. - ostatnie słowa wymówiła z trudem. Łzy spłynęły z zaczerwienionych oczu Alvaro. Czuł ucisk w dołku, nie mógł wydusić z siebie słowa. - Obiecaj mi to.
- Obiecuję. - odpowiedział bez chwili zawahania. Pocałował dziewczynę w skroń i sięgnął po kolorową gąbkę, którą dała mu Maria, kiedy poprosił o ręczniki. Zamoczył ją w ciepłej wodzie i delikatnie dotknął ramienia Sol, która syknęła z bólu. - Przepraszam. - jęknął wykończony całym dniem i wyznaniem Sol. Był zmęczony wszystkim tym, co się stało. Chciał mieć ją już tylko dla siebie, móc się nią opiekować, przytulać i całować.
~*~
Nad ranem, zaraz po szybkim śniadaniu wsiedli do samochodu, by udać się na lotnisko. Marc przez piętnaście minut dziękował Jese'mu i Marii, że pozwolili im zostać i, że się nie gniewali... zbytnio. Pomachali im na pożegnanie i ruszyli w kierunku głównej ulicy. Marc wyspany, radosny, zapewne chcący zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło siedział za kierownicą, a Alvaro z Sol przytuloną do niego na tylnym siedzeniu. Dziewczyna wciąż była słaba i obolała. Straciła dużo krwi i tyle samo wycierpiała. Po wczorajszym wieczorze Alvaro zaczął się wahać. Co jeśli uda mu się zabić Diabo? Poczuje ulgę i co? I trafi do więzienia zostawiając Sol samą. A przecież obiecał jej, że już nigdy jej nie zostawi. Za każdym razem, gdy myślał o tym czymś, bo mężczyzną tego diabła nazwać nie można budził się w nim instynkt mordercy, puls przyśpieszał, ciśnienie wzrastało, a pięści same się zaciskały. Sol zamknęła oczy i zasnęła.
- Marc? - zaczął Alvaro. - Nawet nie wiesz jak bardzo ci za wszystko dziękuję. Będę ci wdzięczny do końca życia. Jestem twoim dłużnikiem. - dodał.
- Przestań. Jesteśmy przyjaciółmi, zrobiłbyś dla mnie to samo. A poza tym, chcę żebyś był szczęśliwy i Sol też. Uważam, że powinniście iśc na policję, ale to już wasza decyzja. - odparł. Alvaro otworzył usta by odpowiedzieć, jednak wtedy stało się coś, czego żadne z nich by się nie spodziewało. Usłyszeli głośny huk, a zaraz potem Marc stracił panowanie nad kierownicą. Ich samochód wypadł z drogi i wjechał w drzewo. Alvaro stracił przytomność.

Nigdy wcześniej nie czuł takiego potwornego bólu. Odzyskał przytomność po którymś z rzędu uderzeniu w twarz. Powoli otworzył spuchnięte oczy. Przed sobą zobaczył surową, wytatuowaną twarz wielkiego, napakowanego mężczyzny. Diabo. Zacisnął zęby. Zorientował się, że ma związane z tyłu ręce i siedzi na krześle.
- No nareszcie. Bałem się, że nie dożyjesz punktu dzisiejszego dnia. - syknął łysy mężczyzna. Jego twarz przypominała rozwścieczonego lwa, którym zapewne był. Alvaro rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie widział ani Sol, ani Marca.
- Gdzie oni są?! - warknął ignorując ból rozrywający jego szczękę. Po chwili Diabo zawołał swojego przydupasa, a on otworzył drzwi drugiego pokoju. Siedział w nim Marc, tak samo poobijamy jak Alvaro, ale dodatkowo miał zaklejone usta. W tej chwili usłyszał znajomy krzyk. Szybko odwrócił głowę, jednak zaraz tego pożałował. Zawróciło mu w głowie i zrobiło się niedobrze. Sol leżała na podłodze bita i kopana przez drugiego, niemal identycznego faceta.
- Zostaw ją! - krzyknął. Diabo głośno się śmiejąc znów uderzył go pięścią w twarz. Krzesło zachybotało, jednak wciąż znajdował się w pozycji siedzącej. - Zabiję cię. - syknął szeroko otwierając oczy i starając się nie zwracać uwagę na ból.
- Nie. Będziesz patrzył jak zabijam tą sukę, później twojego przyjaciela, a na koniec obedrę cię ze skóry żywcem. - mówił rozkoszując się każdym wypowiedzianym słowem. Diabo kopnął w krzesło, które się przewróciło, a Alvaro uderzył tyłem głowy o podłogę. Jęknął z bólu i z trudem przełknął ślinę. Obraz przed oczami zaczął się zamazywać, jednak robił wszystko, by nie stracić przytomności. Odwrócił się w kierunku leżącej kilka metrów od niego dziewczyny. Krew spływała z jej głowy i trzymała się za brzuch. Czerwony płyn mieszał się z jej łzami. Ten widok sprawił, że Alvaro był już pewien. Zabije go. Nie zawaha się. Sol musi być szczęśliwa, nawet bez niego. Diabo podniósł krzesło na którym siedział Alvaro.
- No to co. Na pierwszy ogień idzie Maresol, tak? - zapytał z udawaną uprzejmością w głosie. Kiedy podchodził do swojego pomagiera Alvaro zauważył, że kuśtyka na lewą nogę. Diabo szepnął mu coś na ucho, a później wrócił do Alvaro. Odwiązał mu nogi i szarpnął, by Hiszpan wstał. Serce Vazquezowi podskoczyło do gardła. Teraz albo nigdy. Adrenalina w jego ciele wzrosła do maksimum. Odwinął się i z całej siły kopnął Diabo w lewe kolano. Mężczyzna ryknął jak zwierzę i upadł na kolana. Alvaro wyszarpał poranione dłonie ze sznura i odskoczył przed nacierającym na niego przydupasem Diabo. Nagle wszystko z kilku lekcji boksu, który trenował jako nastolatek przypomniało mu się. Coś kierowało jego ciałem, nie kontrolował nad nim, nie czuł się sobą. Uderzając mężczyznę w nos usłyszał głośne chrupnięcie. Zwalił się na ziemię jak długi, chciał jednak jak najszybciej wstać. Alvaro szybko wykręcił mu rękę do tyłu i wyszarpał pistolet z jego paska.
- Wstań. - warknął. Mężczyzna zrobił to, o co prosił. - Bez żadnych numerów. Wypierdalaj stąd! - dodał. Tym razem ten nie posłuchał. Ruszył w jego stronę, a broń... wystrzeliła trafiając go w okolicę mostka. Usłyszał krzyk Sol, a mężczyzna stojący przed nim upadł. Serce Alvaro na chwilę się zatrzymało, nie docierało do niego to, co zrobił. Zaraz potem zobaczył jednak, że Diabo kuśtyka w kierunku Sol. Wymierzył w niego, zamknął oczy i nacisnął spust, jednak nic się nie stało. Wyrzucił broń gdzieś za siebie i rzucił się na łysego potwora, który był metr od dziewczyny. Zaczął okładać go po twarzy, jednak ten był silniejszy. Uderzył go w skroń tak mocno, że świat wokół zawirował. Nie wiedział co się dzieje, nie mógł się opamiętać, był słaby. Czuł tylko kolejne zadawane ciosy. W tej chwili przypomniały mu się słowa Sol, które wypowiedziała, kiedy siedzieli w wannie. Adrenalina w nim znów wzrosła do maksimum. Krzyknął i zrzucił z siebie uosobienie diabła. Teraz to on był napastnikiem. Znów okładał go po twarzy, tym razem jednak mocniej. Po chwili Diabo przestał się bronić, ale Alvaro nie przestawał. Był w transie, krew opryskiwała podłogę i ściany, a on wciąż uderzał twarz mężczyzny.
- Alvaro, przestań! - zawołała Maresol, jednak on nie zwracał na nią uwagi. Był zahipnotyzowany i rządny krwi, rządny śmierci Diabo. - Alvaro, dość! - tym razem Sol objęła go w pasie i ostatkami sił zaczęła go odciągać od bezwładnego ciała. Upadli na podłogę. Dziewczyna ujęła w dłonie twarz Vazqueza. Miał wzrok szaleńca, nie mógł się opamiętać. - Proszę, wróć do mnie. - jęknęła, a z jej oczu popłynęły kolejne łzy od razu mieszające się z krwią. - Alvaro... - szepnęła łagodnie. Dopiero wtedy wszystko do niego dotarło. On też zaczął płakać. Spojrzał na swoje trzęsące się dłonie, później na leżącego w kałuży krwi Diabo. Chciał coś powiedzieć, jednak słowa nie umiały wydostać się z jego gardła. I usłyszał głośny huk. Ostatnią rzeczą, jaką widział były czekoladowe oczy Sol. Po nich nie było już nic. Ciemność i pustka.

Od autorki: Należą się Wam wyjaśnienia i przeprosiny. Nie chcę zwalać wszystkiego na szkołę, jak to robi każdy. Tak naprawdę straciłam chęci i zapał na pisanie o piłkarzach. Wciąż ich kocham, ale zaczęłam widzieć głębszy sens w pisaniu. Zaczęłam poważniej myśleć nad przyszłością, nad maturą i nad tym, co będzie po niej. Kto wie, może w przyszłości któraś z Was jeszcze o mnie usłyszy. Mam na to wielką na dzieję, ale... zobaczymy. Nie chciałam pozostawiać tego opowiadania bez zakończenia. Skończę je, tak jak planowałam. Jeszcze jeden rozdział i epilog. Mam nadzieję, że ten Wam się podoba. Napisany dosłownie przed chwilą. Natchnęła mnie jedna piosenka... Planuję napisać jeszcze jedno opowiadanie, na pożegnanie. Jego adres podam wraz z epilogiem. Pozdrawiam i do napisania, Laurel!

Jeśli ktoś czyta, a nie komentował - proszę, niech tym razem coś po sobie pozostawi! Chcę wiedzieć, dla ilu osób tak naprawdę piszę, pisałam... i czy pisanie ostatniego opowiadania, na pożegnanie ma jakiś sens.

9 komentarzy:

  1. No ależ oczywiście, że jeszcze jedno opowiadanie ma sens!
    Tyle się u nich dzieje, tyle przeszli... Gdyby Alvaro naprawdę nie zależało na Sol, pewnie dawno by przepadła, a tak to mamy bohaterskiego Vazqueza w akcji! I biedny Marc... Chciał pomóc, a jemu też się obrywa.
    Teraz musi być już dobrze... Po prostu musi! Mają doczekać wspólnych podróży, oświadczyn, ślubu, dzieciaków i później wnuków!
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam się bać Alvaro po tym co zrobił. Ale jednak jest moim i Sol bohaterem <3
    Plan z ostatnim opowiadaniem jest świetny! Na pewno bede go czytać, bo uwielbiam jak piszesz.
    Czekam na ten ostatni rozdział i pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Doczekałam się 😻 Alvaro nie może umrzeć! Sol tyle przeszła... Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dość, że poruszył mnie rozdział to milon razy bardziej poruszyła mnie wiadomość pod nim zawarta - Jak to ostatnie opowiadanie?! JA się na to NIE zgadzam! tyle już dziewczyn odeszło od pisania... A nam zostało jeszcze do dokończenia nasze opowiadanie! Nie możesz nam tego zrobić. Ja idealnie cię rozumiem, bo jestem w klasie maturalnej i na prawdę nie mam wiele czasu na nic, ale jeden rozdział w miesiącu? Moźe dało by radę :))
    Pozdrawiam serdecznie i ściskam!
    Elsa Villa

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział genialny! Bardzo mnie poruszył i naprawdę jest bardzo dobry!
    Biedna Sol, Biedny Alvaro i Marc...
    Szkoda, że kończysz z pisanie, ale rozumiem brak czasu i chęci. Nic na siłę :) Kiedy wrócisz to i tak będziesz miała ludzi, którzy będą komentować twoje opowiadania :) Bo w końcu jesteś świetną blogerką!
    Czekam na twój powrót! Liczę, że nabierzesz inspiracji i wierzę, że uda ci się wszystko w życiu i spełnią się twoje życiowe cele!
    Powodzenia i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie! Bardzo czekałam na ten rozdział i oczywiście nie rozczarowałam się! :)
    Naprawdę współczuję Sol wszystkiego przez co musiała przejść i liczę, że nareszcie będzie mogła być szczęśliwa z Alvaro :)

    Pisanie kolejnego opowiadania jak najbardziej ma sens, będę je czytała z przyjemnością! :)

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Twoje blogi!! Zawsze czytałam i czytam je z zapartym tchem!
    Ciągle wchodziłam,żeby sprawdzić czy jest nowy rozdział :)
    Pisz dalej, rozdział świetny, mam nadzieję,że Alvaro przeżyje ;<
    Pozdrawiam!!
    ainah

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz :D Czekałam na ten rozdział długo, ale opłacało się :D Z niecierpliwością czekam na kolejny, oby wszystko dobrze się skończyło !

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisz, pisz, bo robisz to świetnie. Mam nadzieję na świetne pożegnalne opowiadanie i dobre zakończenie obecnego. Życzę ci z okazji zbliżających się świąt, aby wszystkie twoje marzenia się spełniły.

    OdpowiedzUsuń